piątek, 27 czerwca 2014

Lęki, stresy i fobie - moda na obwinianie o wszystko rodziców i błędów wychowawczych


Pomysł na ten temat zrodził się jako, że oczywiście sama jestem teraz w sytuacji wyjątkowo stresogennej, czyli za parę dni mam jechać do pracy z zakwaterowaniem na lato jako kelnerka w hotelowej restauracji, miejsce nowe, dodajmy, że chodzi o Włochy czyli tamtejszy dialekt i trochę inna mentalność, ludzie nowi, nowe dania w menu, nowe obowiązki, nowy szef i nowi znajomi z pracy, a człowiek oczywiście chce zrobić dobre wrażenie, a jak komuś zależy na dobrym wrażeniu i żeby się pokazać od jak najlepszej strony jednocześnie nie do końca wiedząc co i jak ma robić to wiadomo, że musi być zestresowany.

Ja jak to ja, nie pierwszy raz stres mnie paraliżuje, nowa praca, to zawsze nowy schiz przynajmniej dla mnie, to normalne, gorzej jak ktoś jest zbyt zestresowany, spać nie może, ściska go w dołku, traci apetyt, źle się czuje i w pewnym momencie zrobiłby wszystko żeby się wycofać jeszcze nawet nim się zaczęło. Czy ktoś tak kiedyś miał? Buszowałam trochę w internecie w poszukiwaniu otuchy i okazało się że cała rzesza ludzi i to co najlepsze najczęściej młodych, bardzo młodych walczy z problemem różnorakich ataków paniki, stresów na zapas, wręcz fobii przed nową pracą ale nie tylko, niektórzy panicznie się boją że sobie nie poradzą, inni że się skompromitują lub, że zwyczajnie nie dadzą rady jak będzie za dużo naraz do zrobienia, niektórzy boją się ludzi dosłownie.

Byłam w szoku jak wiele osób, takich normalnych, między nami, niektóre z nich mogą z nami nawet pracować i jednocześnie przeżywać takie katusze i walkę ze sobą żeby wytrwać.  Trafiłam na różne strony internetowe o nerwicy, depresji, nieuzasadnionych lękach itp. Ludzie to jest jakaś plaga młodzieży XXI wieku! Oczywiście wskazane są różne formy leczenia czy to wizyty u psychologa czy u psychiatry, wiele młodych ludzi musi brać tabletki żeby normalnie funkcjonować, oczywiście psycholodzy jak to psycholodzy (mamy ich teraz od groma) jak jeden mąż powtarzają, że to wina jakichś tam niezaspokojonych potrzeb w dzieciństwie, urazów psychicznych, ale ogólnie wychodzi na to że winni są rodzice, i rzekomo to ich reakcje w określonych sytuacjach z dzieciństwa  zaważyły o tym że ktoś ma taką a nie inną psychikę.

Zgadzam się ale tylko w małej części, oczywiście, że wychowanie i różne urazy mają wpływ na rozwój człowieka, ale posądzać rodziców o wszystkie te dziwaczne rodzaje fobii które ma tak wiele młodych osób to moim zdaniem gruba przesada ( nie mówię o sytuacjach patologicznych, ale o takich normalnych, przeciętnych rodzinach). Czy ktoś z waszych właśnie rodziców, czy dziadków, cioć, wujków, ogólnie ludzi w wieku od średniego wzwyż będąc w wieku dwudziestu, dwudziestukilku lat słyszał kiedyś, że ktoś się boi iść do pracy, nie idzie do pracy bo się boi że sobie nie poradzi, że nie sprosta oczekiwaniom, jest nowy i boi się kompromitacji, boi się że nie udźwignie nadmiaru obowiązków?  (nie mówię o strachu przed innymi rzeczami typu milicja czy jakieś problemy w tamtych czasach natury politycznej, bo tutaj stres byłby w 100% uzasadniony) ale dziś? Młody człowiek bojący się ludzi, tłumów, obowiązków, odpowiedzialności, konsekwencji, upokorzenia przed innymi, tak moi drodzy, poczytajcie sobie jakie ludzie mają problemy ze sobą, jak mało motywacji, wielu nienawidzi swojej pracy, ale wiadomo trzeba za coś żyć.

Kto kiedyś słyszał o podobnych problemach o podobnych fobiach i lękach? Kiedyś jak ktoś do psychologa poszedł do bał się przyznać, że zaraz będą o nim szeptać "czubek", to były pojedyncze przypadki, a teraz (na szczęście ludzie dojrzeli do tego, że psycholog czy psychiatra to żaden wstyd i nie chodzą do niego tylko "czubki" ale normalni ludzie, normalni ale z nienormalnymi problemami, które zaczynają komplikować życie), isć do psychologa to trochę jak iść do kosmetyczki, dbałość o higienę tyle że nie tylko ciała ale też psychiki. Higiena psychiczna być może to jest słowo klucz, dzisiaj nie ma już czasu na higienę psychiczną, na to aby się w to bawić, aby się zrelaksować, aby w wolnych chwilach robić to co się lubi, rozwijać hobby (nie mówię o dzieciach w wieku szkolnym bo te może jeszcze mają trochę czasu, chociaż  to już nie to samo z komputerami i smartfonami przed nosem, zero rozwoju, tak rodzi się zacofanie i strach przed realnym życiem, ludźmi i problemami) kto dzisiaj myśli o utrzymaniu higieny psychicznej, już tylko Ci najbardziej zdesperowani, którym ten pęd i dzisiejszy styl życia tak się dał we znaki, że po prostu musieli się zatrzymać i dojrzeć do tej higieny umysłu bo inaczej ciężko by im było funkcjonować na co dzień z tymi wszystkimi stresami i obawami często nieuzasadnionymi.

Czy naprawdę to wszystko wina urazów z dzieciństwa???!!!! Nie zgadzam się kategorycznie, nie wierzę w to, przecież nasi rodzice też kiedyś byli dziećmi, a w dawniejszych latach  nikt sie tak nie pieścił i nie gadał tyle o psychologicznym podejściu do dziecka co teraz, zmalował coś dzieciak to się lało pasem, albo klapsa i do widzenia, dbało się o dzieci, wychowanie było surowsze, czy wasi rodzice w waszym wieku też mieli takie lęki w wieku lat dwudziestu?  depresje, nerwice? W wieku lat dwudziestu zapewne nie, prędzej teraz, podobnie jak Wy (a raczej My;))moi kochani Dlaczego? Bo to nie wina wychowania! tylko czasów, czasy się kompletnie zmieniły! Wszyscy pędzą bo muszą, bo tak jest urządzony rynek pracy, kapitalizm, nic tylko robota robota, myśl czy Cie nie zwolnią, kreatywność, wyrabianie zawyżonych norm żeby przetrwać itp, zależy co się dokładnie robi, kasy i tak mało ale bez niej nic nie zrobisz, a studia najczęściej tworzą tylko złudzenie lepszych perspektyw dopóki się ich nie skończy,  wielu już w trakcie się orientuje, że nic im te studia nie dadzą. Po takim upadku z wysokiego konia ciekawe jak się człowiek ma nie stresować, co mają tu do rzeczy urazy z dzieciństwa..